PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=985}

1492: Wyprawa do raju

1492: Conquest of Paradise
7,3 14 755
ocen
7,3 10 1 14755
1492: Wyprawa do raju
powrót do forum filmu 1492: Wyprawa do raju

W 1992 roku minęło 500 lat od chwili, gdy Krzysztof Kolumb dotarł do Nowego Świata. Z tej okazji powstał film "1492: Wyprawa do raju" w reżyserii Ridleya Scotta. Jest to produkcja francusko-hiszpańsko-brytyjsko-amerykańska, za dystrybucję odpowiada francuski Gaumont i Paramount Pictures. Obraz nie spotkał się z przychylnym nastawieniem ani krytyków, ani widowni, a szkoda, bo moim zdaniem to rewelacyjny film. Jeśli chodzi o aktorstwo, największe atuty "Wyprawy do raju" to oczywiście Gérard Depardieu, jako Krzysztof Kolumb, naprawdę świetny aktor, Sigourney Weaver jako królowa Izabela, gra i prezentuje się wspaniale, Michael Wincott jako Adrian de Moxica, facet urodził się, by grać czarne charaktery. Inne zalety to kostiumy, scenografia, piękne zdjęcia, a przede wszystkim muzyka Vangelisa, motyw przewodni słyszała chyba większość ludzi na tej planecie, nawet jeśli nie oglądała filmu. Świetnie pokazane zderzenie kulturowe pomiędzy Europejczykami, a indiańskimi mieszkańcami karaibskich wysp. Film ma dość gorzką wymowę, Kolumb u schyłku życia to człowiek rozczarowany i zgorzkniały, ale na pewno nie przegrany. Zupełnie nie sprawdził się w roli zarządcy i gubernatora, ale to dzięki niemu dokonał się milowy krok w historii ludzkości i świata. Jeśli chodzi o słabsze strony "Wyprawy do raju", to zakończenie było nieco zbyt przeciągnięte. Inkwizycję hiszpańską i kler przedstawiono w mocno stereotypowy sposób, ale mam wrażenie, że to norma w tego typu filmach, podobnie rzecz ma się w "Imieniu róży". Pomimo tego "1492: Wyprawa do raju" to świetny film o podążaniu za marzeniami, odkrywaniu nieznanego, o zderzeniu cywilizacji i cenie jaką trzeba zapłacić za sukces.

ocenił(a) film na 6
Napolon

Szczerze nie dziwię się, że obraz nie przypadł krytykom do gustu. Poza muzyką Vangelisa, która jest najmocniejszym punktem, film nic ciekawego nie oferuje. Po usłyszeniu "Conquest of paradise" spodziewałem się widowiska historycznego na miarę "Bravehaerta" lub "Misji", a dostałem poprawnie zrobiony film, który nie zapadnie mi w pamięć. Zabrakło mu takiej charyzmy i ambicji, podobnie jak w "Ostatnim Mohikaninie", materiał na świetną historię był, ale nie został dobrze wykorzystany. Zdjęcia nie hipnotyzowały. Kreacje aktorskie mocno średnie. Oglądając miałem wrażenie, że aktorzy mają już dosyć i są zmęczeni, jak by robili po tysiąc dubli danej sceny. Depardieu miał za mało charyzmy jako Kolumb, a jego spojrzenie było nieme, żadnej emocji nie oddawało. Dużo bardziej wolę go w rolach komediowych, bo tam się dobrze sprawdza. Michael Wincott też mnie nie zachwycił. Zagrał identycznie jak w "Kruku" dwa lata później, ale tam taki styl gry aktorskiej jak najbardziej odpowiadał. Tutaj jednak nie. Reszta aktorów spisała się poprawnie, ale ich kreacje też nie zapadają w pamięć. Wiedząc kto wziął się za robotę przy tym filmie, spodziewałem się dużo lepszego widowiska. Sama fabuła momentami ma bardzo duże rozbieżności z historią. Postać Kolumba i jego załogi jest za bardzo wyidealizowana. Rzadko kiedy mówi się o jego okrucieństwie, chciwości, braku skrupułów i nade wszystko niepohamowanej pysze i żądzy władzy. W raz ze swoją załogą podbijając wyspy, zmuszał do niewolniczej pracy indian, grabił ich ze złota (którego prawie nie było), dokonywał licznych gwałtów i mordów. Był imperatorem z prawdziwego zdarzenia. Jego żądza bogactwa okazała się na tyle silna, że podczas pierwszej wyprawy, siłą uprowadził kilku Indian na swój okręt, by wyjawili mu, gdzie się znajduje złoto. Jako że zapotrzebowanie na złoto było ogromne, a jego przychód znikomy, podczas swojej drugiej wyprawy Kolumb posunął się do szczególnego okrucieństwa. Rozkazał wszystkim indiańskim mężczyznom powyżej 14 roku życia, aby zbierali złoto we wszystkich rzekomo złotonośnych miejscach i co 3 miesiące dostarczali mu określoną ilość kruszcu. Ci, którym udało się wypełnić zobowiązanie, otrzymywali odznaki z miedzi, które musieli nosić na szyi. Tym, którzy zadania nie wykonali lub nie zrobili tego należycie, Hiszpanie na polecenie Kolumba odcinali dłonie i pozostawiali samych sobie, aby się wykrwawili. Nie przypomina to pewnej sceny, która w filmie zupełnie coś innego pokazuje? :) Właśnie w taki sposób admirał zdobywał bogactwa dla siebie i swoich królów. W ramach wypraw, a później zarządzania osadami, na porządku dziennym znalazły się z biegiem czasu morderstwa, gwałty i inne okrutne zabawy z udziałem autochtonów, takie jak wypróbowywanie broni na ciałach Arawaków (plemię ówcześnie zamieszkujące Haiti), czy odcinanie głów indiańskim chłopcom. Dochodziło do makabrycznych sytuacji, kiedy kobiety podawały swoim dzieciom trujący maniok, by je uchronić przed okrucieństwem ze strony Hiszpanów. Wszelkie – i nieliczne zresztą – powstania tubylców przeciwko najeźdźcom były od razu krwawo tłumione. Kobiety z wycieńczenia przestawały zachodzić w ciążę, co skutkowało spadkiem przyrostu naturalnego, a niemowlęta umierały z głodu, ponieważ przepracowane matki nie miały pokarmu. Można się co prawda spierać, na ile Kolumb był odpowiedzialny za te akty okrucieństwa. Wszak przez dłuższy czas pozostawał nieobecny, bądź to przebywając w Hiszpanii, bądź eksplorując kolejne wybrzeża. Jednak zgodnie z relacjami nie zainterweniował ani razu w celu ukrócenia tego rodzaju praktyk przez swoich podwładnych, nie wydał żadnego zakazu mordowania Indian, de facto nie interesował się ich losem wcale, gdyż liczył się dla niego wyłącznie zysk. Tak czy inaczej przyczynił się do zdziesiątkowania, o ile nie do całkowitej eksterminacji rdzennych mieszkańców Haiti, których liczba w 1515 roku wynosiła 15 tysięcy, a w 1550 – 60 lat po odkryciu wyspy – było ich zaledwie 500. Los chciał, że Kolumb nie trafił na złotonośne góry. Dlatego oglądając ten film odczułem zbyt dużą gloryfikację Kolumba, i bardzo ostre potępienie inkwizycji i Kościoła Katolickiego, który tylko utrudniał mu całe zadanie oraz wpływowych szlachciców, którzy byli jego wrogami. Znając prawdziwą historię, nie można spokojnie siedzieć oglądając ten film. Jest to tak samo, jak Niemcy próbują się odciąć od II Wojny Światowej i tych wszystkich ludobójstw, których dokonali. Tworząc alternatywną historię, starają się jak najmniej winy brać na siebie. Nie wspomnę już o dzisiejszych filmach "historycznych", które jeszcze bardziej zakłamują historię w imię poprawności politycznej. Mnie ten film nasunął jedno pytanie, jak daleko posunie się świat w zakłamywaniu historii? Zgodzę się z tym, że filmy, seriale, czy książki nie są źródłami historycznymi, ale czy młody człowiek będzie do nich sięgał? Nie, on będzie wolał obejrzeć coś lub przeczytać i raczej mało który z własnej woli zajrzy do źródeł historycznych, żeby dowiedzieć się jaka jest prawda. Uzna, że skoro tak jest w filmie, to tak musiało być naprawdę. Piszę to jako młoda osoba.

ocenił(a) film na 8
staluuus_filmweb

Za drugim razem film nie zrobił już na mnie takiego wrażenia jak za pierwszym, ale z powodów, które wymieniłem, wciąż mi się podobał. Natomiast w pełni się zgadzam, że z filmu Scotta w żadnym wypadku nie należy wyciągać wniosków na temat historii. Szczerze mówiąc, to praktycznie wszystkie filmy "historyczne" Ridleya Scotta są z historią mocno na bakier, jednak ja traktuje takiego "Gladiatora", "Królestwo niebieskie" czy właśnie "Wyprawę do raju" po prostu jako świetne filmy przygodowe. Mam świadomość, że ktoś nieobeznany z historią może obejrzeć taki film i stwierdzić: "tak było". To faktycznie może być problem i należy uświadamiać ludzi, że prawdziwą wiedzę historyczną można nabyć z rzetelnych książek, artykułów, dokumentów i różnego rodzaju źródeł, a nie z filmów rozrywkowych made in Hollywood. Masz rację, że Krzysztof Kolumb w wizji twórców "Wyprawy do raju" jest mocno wyidealizowany i uszlachetniony, historia bazuje na kontraście "szlachetny, odważny, mądry Kolumb i zła, chciwa, arogancka, tępa szlachta/kler". Dla odmiany w swoim ostatnim filmie, "Napoleonie" to głównego bohatera Scott przedstawił jako ograniczonego, nadętego, prymitywnego głupka ; ) Co taki obraz ma wspólnego z rzeczywistością? Niewiele.

ocenił(a) film na 6
Napolon

Czyli z naszych wypowiedzi nasuwa się jeden wniosek, filmy historyczne Scotta z historią mają niewiele wspólnego, poza osadzeniem w czasie i postaciami :) Odnośnie Ridleya to ja osobiście wolę go w wydaniu science-fiction, "Łowca Androidów", "Marsjanin" czy "Obcy: 8 pasażer Nostromo". Natomiast obejrzałem jego 3 filmy historyczne i o ile "Gladiator" mnie zachwycił (w moim osobistym zestawieniu jeden z najlepszych filmów historycznych), to "Robin Hood" i "1492 wyprawa do raju" kompletnie mnie zawiodły, bo poza swoją epickością i zadbaniem o najmniejszy szczegół nic ciekawego mi nie zaoferowały i nie zapadły mi w pamięć.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones