PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=864985}
5,6 26 397
ocen
5,6 10 1 26397
5,2 33
oceny krytyków
Napoleon
powrót do forum filmu Napoleon

Film jest absurdalnym paszkwilem i całkowicie ahistorycznym tworem zaproponowanym przez, jakby nie było, doświadczonego w produkcji kina historycznego Scotta. Idąc na niego byłem zachwycony wizją przedstawienia mojej ulubionej, pięknej epoki wojen napoleońskich z ich niepodrabialnym kolorytem i pejzażem wybitnych postaci. Dostałem paszkwil na osobę Napoleona przeplatany bzdurami historycznymi oraz zupełnie płaskim i nieporywającym tłem wojen widzianych z perspektywy Anglosasa (dodajmy, że mało lotnego intelektualnie).

Poniższymi uwagami, o zgrozo, nie mam ochoty przytaczać po raz setny informacji o tym, że Napoleon nie strzelał do piramid ani nie zatopił armii Austriackiej w lodowych odmętach Austerlitz. Mam zamiar wskazać znacznie poważniejsze i systemowe uchybienia, które uderzają wprost w osobę reżysera i serię jego nieprzemyślanych, wręcz głupich decyzji. A więc po kolei...

Amerykańska wizja Europy to coś co przytłacza, a z drugiej strony rozśmiesza każdego widza - Scott absolutnie nie ma pojęcia gdzie i w jakich okolicznościach toczyły się dane wydarzenia. Oglądając bitwę pod Austerlitz widzimy tak naprawdę wygenerowane przez CGI zimowe prerie Oregonu, na których brakuje chyba tylko grup Indian oraz gór wulkanicznych. Jeszcze lepiej jest w Rosji (gdyby ktoś przysnął i nie zobaczył właściwego napisu zorientuje się po komicznej muzyce chóralnej w stylu retro-łacińskim) gdzie mamy amerykańskie prerie v.2 wzbogacone tym razem o faktycznych Indian, czyli kozaków wyposażonych w prehistoryczny łuk oraz przenoszone w skórzanych noszach moździerze (?). Oczywiście Indiańskim sposobem będą oni wieszać na drzewach i rozczłonkowywać Francuzów, ale to już zrzucę dobrodusznie na próbę spotęgowania doznań estetycznych widza. Sama Moskwa jest natomiast kamiennym, sztucznym miastem pełnym cerkwi. Kamienie te mają natomiast magiczne właściwości polegające na samozapłonie, który sprawi że miasto będzie mogło spłonąć. W istocie w filmie za 200 milionów baniek żadne pole bitwy ani otwarta przestrzeń nie wygląda tak, jak powinna w rzeczywistości. Nie jest to tylko zrzędzenie historyka, lecz świadectwo całkowitego nieuctwa Ridleya. Gdyby chciał to mógłby zaprezentować nam bitwę na zamarzniętym jeziorze (pod Iławą Pruską) czy też poważne sceny oblężenia (np Mantui, Saragossy), zamiast tego wybrał kiczowate wciskanie całkowicie przypadkowych elementów militarnych i geograficznych w obce miejsca. Natomiast co do samych wojen...

To zapewne najgorszy film batalistyczny, który wyszedł z kamery Scotta. Jest źle, czasami wręcz dramatycznie, a jedyne atrakcyjne sceny bitewne to zgiełk oblężenia Tulonu oraz szarże kawaleryjskie spod Waterloo (słownie dwie na cały film). Po blisko trzech godzinach seansu widz nie jest w stanie dowiedzieć się absolutnie nic o realiach wojny początku XIX wieku i o tym jak wtedy walczono. Ilość błędów jest horrendalna, zakrawająca o próbę sabotowania filmu. Te, które na gorąco po obejrzeniu rzucają się w oczy to: 1) wybuchające widowiskowo kule armatnie (lepiej wyglądało to już w Patriocie Gibsona sprzed 25 lat). 2) Napoleon (cesarz!) szarżujący w bitwach na czele kawalerii. 3) niewłaściwe dla epoki uzbrojenie - np. wymieniony już wcześniej prehistoryczny łuk, czy też angielski snajper z lunetą przywiązaną rzemieniami do karabinu czarnoprochowego (!). 4) całkowicie zmyślone scenariusze bitew, jedynie pod Waterloo starano się jakkolwiek zasugerować, że walka miała jakieś "etapy" i trwała dłużej niż 10 minut strzelania. 5) Zupełny brak dowódców i hierarchii wojskowej. Zdaniem Scotta bitwa (na bagatela 100 000 ludzi) wyglądała tak, że tyran Bonaparte patrzył przez lornetkę, mówił "ognia" i nagle jakaś strona przegrywała. Jedynym dowódcą minimalnie przedstawionym w filmie jest (prawdopodobnie) Ney, który w ogóle nie jest charakterystyczny, a jego rola jest zbędna. 6) Sama taktyka walczących, tutaj nawet nie będę komentował bo wygląda to jak w Królestwie Niebieskim, tylko z innymi mundurami oraz bronią palną. Piechota (rzecz jasna poza chwalebnymi brytyjskimi czworobokami) nie posiada żadnej taktyki tylko idzie rząd po rzędzie w stronę przeciwnika. Sama armia nie jest nawet zbiorowym bohaterem opowieści - stoi całkowicie z boku i nie wpływa na to co dzieje się na ekranie. Paradoksalnie niewiele jest elementów okrucieństwa wojny. Smrodu, bitewnego zgiełku i krwi ze świecą na ekranie szukać 7) Jednolite, jednokolorowe armie, które przenoszą nas do kolejnej kwestii - problemu urozmaicenia kulturowego....

Mówiące w filmie postacie to tylko Francuzi, a poza nimi (po kilkanaście sekund) Aleksander, cesarz Franciszek, Maria Ludwika, dwóch ambasadorów w Paryżu, książę Wellington i w sumie to chyba tyle? Nie są przy tym (poza bitwami) przedstawieni obywatele jakichkolwiek innych państw, wręcz nie ma do nich nawet żadnych nawiązań kulturowych - nazwa Św. Cesarstwa Rzymskiego, czy Szwecji nie pada ani razu, Polska raptem raz, a społeczeństwo Egiptu pokazane jest w (dosłownie) trzy sekundy pod piramidami. Absurd takiej decyzji reżyserskiej, radykalnie ograniczającej perspektywę narracji byłby jasny, gdyby nie fakt, że reżyserowi nie brakowało czasu na eksponowanie osób czarnoskórych, szczególnie w miejscach gdzie być w rzeczywistości nie mogli. Oczywiście każdy zaangażowany czytelnik wie o Tomaszu Aleksandrze Dumasie, który był takim znanym wyjątkiem w skali wojskowych struktur Francji, natomiast osoba czarnoskóra w Radzie 500, czy też wśród arystokracji obecnej na koronacji cesarskiej to oczywiste zakłamywanie historii. Fakty te nie obnażają paradoksalnie parochializmu i rasizmu autora tego komentarza, lecz głupotę twórcy filmu, który nie zadał sobie trudu wprowadzenia do filmu (choćby zdawkowego) wątku Roustama - arabskiego służącego i adiutanta Napoleona, czy też walczącej dla Francji gwardii mameluckiej. No ale wymagałoby to od Scotta ukazania Napoleona jako osoby o szerszych horyzontach i bardziej liberalnym usposobieniu... Do tego dochodzi cały problem reprezentacji europejskiej - w filmie, próżno szukać Polaków, Holendrów, Prusaków, Szwedów, Turków, a nawet Rosjan. Wszystkie te narody nie istnieją, a pod Waterloo ścierają się "niebiescy" z "czerwonymi", pod Austerlitz "niebiescy" z "białymi" (Moja prywatna teoria wymyślona na szybko, podpowiada mi, że Scott patrząc na mapę nie umiał sobie zwizualizować Rosjan w bitwie na terytorium dzisiejszych Czech stąd uznał, że prewencyjnie nie umieści pod Austerlitz nikogo w zielonym, rosyjskim mundurze. Może nikt się w kinie nie zorientuje, że to Rosjanie stanowili większość armii koalicyjnej, lecz skoro nas tam nie było to pewnie nie możemy narzekać bo przecież "nie wiemy jak to naprawdę było").

Kwestia ostateczna, skreślająca film z listy poważnych źródeł kulturowych do interpretacji epoki napoleońskiej to natomiast kwestia samej biografii Napoleona. Nie ma tutaj żadnej wątpliwości, że cesarz jest osobą, którą się kocha lub nienawidzi, lecz nawet z perspektywy krytycznej nie można zniżać się do poziomu reprezentowanego przez Scotta, któremu wtórują w tym barbarzyństwie brukowe media pokroju Vogue. To, co rzuca się w oczy każdemu nieobeznanemu z epoką człowiekowi, to obraz Napoleona jako mizoginistycznego tyrana, mającego problemy psychiczne, wycofanego samotnika gardzącego opiniami innych. Obraz ten jest na tyle absurdalny, że do jego odkręcenia potrzeba przynajmniej kilku publikacji monograficznych. W wielkim skrócie: 1) Napoleon nie był mizoginem w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Jego poglądy nie odbiegały w niczym od przeciętnych dla jego epoki (ergo zapewne takie same posiadali twoi "mizoginistyczni" przodkowie w tych czasach). 2) Napoleon nie bił publicznie Józefiny ani tym bardziej nie zachowywał się wobec niej tak frywolnie w miejscach publicznych. Wszystkie warte uwagi relacje kobiet, z którymi miał okazję przebywać, podkreślały jego łagodność, szacunek i typową dla epoki powściągliwość. Mit Napoleona gwałciciela-tyrana to natomiast znany motyw propagandy brytyjskiej, jak widać nie tylko "ówczesnej". 3) Napoleon nie był ekscentrycznym samotnikiem , co najwyżej bywał nim przed dojściem do władzy. Sceny, w których ekscentryczny cesarz degrengoluje się w gnuśnych komnatach Tuileries są fałszywe z jednego tylko powodu - Napoleon zajmował się na co dzień po prostu innymi rzeczami. Sypiał krótko, a zaraz po wstaniu angażowały go kwestie państwa, reform i wojska, których nie odpuszczał nawet w trakcie kąpieli i porannej toalety (co obłudnie zostało przedstawione w filmie, kiedy to w domaga się on wymawiania pełnej tytulatury ze strony przestraszonego sekretarza). W ciągu trzech godzin, które zmarnowałem oglądając paszkwil Scotta, Napoleon przeczytałby zapewne kilkanaście listów/raportów, podyktował kolejnych 20 ze swojej strony, zaplanował najbliższy program spotkania Rady Stanu, przyjął dwóch urzędników i jakiegoś ambasadora. W przerwie od obowiązków natomiast słuchałby najnowszych wieści z brytyjskiej prasy lub czytał swoją ulubioną literaturę popijając od czasu do czasu rozwodnione wino. Napoleon nie był incelem-ekscentrykiem tylko tytanem pracy, którego przez całą dobę otaczała grupa wojskowych, arystokratów, polityków i innych ważnych ludzi. Z Józefiną, w najlepszym przypadku, widział się dwa razy w tygodniu, z czego w latach kampanii nie widywał się z nią praktycznie w ogóle. Zrozumienie tego prostego faktu przychodzi normalnemu człowiekowi łatwo po zapoznaniu się z jakąkolwiek cenioną biografią cesarza, natomiast Scott chyba wyznaję wiarę w historię opowiedzianą przez jego babcię.

Ostatnim zarzutem wobec tego marnego filmu jest to, w jaki monotematyczny sposób przedstawia się ambicje i światopogląd Napoleona. Poza pysznym i kabaretowym oficerem mówiącym krótkie "to dobrze" i śniącym o wielkości powiązanej z posiadaniem potomka nie mamy tak naprawdę żadnego rozwiniętego emocjonalnie bohatera. Na ekranie próżno odnaleźć Napoleona reformatora, Napoleona zdobywcę, Napoleona jako panującego cesarza, Napoleona jako ojca (choćby przybranego dla młodego Eugeniusza), czy wreszcie Napoleona jako zwykłego człowieka (i nie chodzi tu o mało wybredne sceny komnatowego baraszkowania z żoną). Napoleon prawie nie je, nie żartuje, nie ma żadnych znajomych, nie ma kochanek (żadna kobieta przecież go dobrowolnie nie chce), nie wyznaje też żadnych wartości poza samym sobą. Postać cesarza jest tu sklejką całej angielskiej propagandy trwającej od przeszło dwustu lat. Jedyną sceną, w której odnaleźć można jakikolwiek dialog z postacią prawdziwego, "pozytywnego" Napoleona jest jego przedstawienie na Świętej Helenie, gdzie widzimy melancholijnego, trochę zgryźliwego starszego Pana, który jedząc obiad spontanicznie żartuje z dwoma napotkanymi dziewczynkami. Charakter Napoleona, nierzadko wybuchowy, jest doskonale znany i dobrze opisany. Dostępna wiedza stoi natomiast w całkowitej sprzeczności z filmem Scotta, który zamiast marnować kilometry taśmy filmowej mógłby w końcu zainwestować w odpowiedniego konsultanta historycznego - na przykład takiego, który zasugeruje mu, że rozwód z Józefiną miał miejsce końcem 1809 roku, a pokój tylżycki w lipcu roku 1807.

Film się skończył jednak niesmak pozostał.

destr0jer

chłop co ogarnął , dzięki

destr0jer

Dzięki za twój komentarz czyli po raz kolejny wielka klapa z dużej chmury mały deszcz. Ja od momentu gdy tylko usłyszałem o planach produkcji nowego filmu o Napoleonie byłem podekscytowany jak dziecko w oczekiwaniu na premierę. Jedna z moich ulubionych postaci i epok historycznych. Filmu jeszcze nie widziałem, dlatego z ciekawością przeglądam wszystkie opinie i komentarze, no i po tym co czytam cały entuzjazm i radość z nowej produkcji gdzieś przepadła.

ocenił(a) film na 2
destr0jer

dziękuję za komentarz, czuję i myślę dokładnie to samo, zgadzam się w 100 proc

destr0jer

Świetny komentarz, właśnie wróciłam z kina pełna mieszanych uczuć...Po co on zrobił ten film? Dlaczego wybrał tak znaną postać i tak to wszystko zmasakrował? Duże rozczarowanie...taki wspaniały temat, takie pieniądze i możliwości....szkoda..

destr0jer

Filmu jeszcze nie widziałam. Z jakiegoś powodu późne godziny seansu przy 3 godzinnym seansie wciąż mnie zniechęcają.... i na nic tu mój lubiany "born-mate" Phoenix (ur. tego samego dnia i miesiąca co ja). Bo właściwie tylko z jego powodu mogłabym ów dzieło obejrzeć. W Twojej recenzji czuć przede wszystkim zagorzałego fascynata historyka. Nie mnie oceniać na ile jest ona trafna, a na ile .... pełna pasji (czy obsesji?) drobiazgowego zapaleńca - bo - co całkiem proste - historia mnie nie po prostu nie interesuje. Fajnie, że są tacy, którzy w niej tkwią po uszy. Tylko komu to służy?

ocenił(a) film na 6
destr0jer

Piękny komentarz i tylko jedno "ale" Scott ma doświadczenie w tworzeniu filmów luźno nawiązujących do wydarzeń historycznych. To co popełnił w Napoleonie, popełnił też przy innych filmach.

ocenił(a) film na 6
destr0jer

Dobrze napisałeś, dałem 6 za to, że film mi się podobał i jest jako taki na dzisiejsze czasy pełne chłamu.
Czy mógłbyś mi polecić inne filmy historyczne, byle nie bardzo stare. Dziękuję.

ocenił(a) film na 3
destr0jer

Oglądając ten film zastanawiałem się, dla kogo on powstał? Dla ludzi znających historię nie powstał, bo się z historią nie zgadza. Dla Amerykanów, którzy nie mają pojęcia, że graniczą z Meksykiem i Kanadą też nie, bo nagromadzenie informacji z różnych miejsc w Europie, jest dla nich nie do ogarnięcia. Więc dla kogo jest ten film!?

destr0jer

Absolutnie każdy hollywoodzki film ma często bardzo mało wspólnego z historią. Większość widzów nie interesuje się dogłębnie historią, a pragnie jedynie dobrej rozrywki. Wiem, że lubisz Napoleona, jednak po tym jak potraktował Polaków oddając ruskim ziemie Polski, wcześniej wyzwolone przez księcia Józefa Poniatowskiego, ciężko go lubic, a tym samym szanować jego słowo. Gość przez swoje ambicje przyczynił się śmierci setek tysięcy istnień. Rewolucja francuska miała wiele wspólnego z ideami komunistycznymi... Więc ciężko mi lubic i szanować człowieka, który z niej wyrósł. Ciężko uznać go za najwybitniejszego dowódcę w historii, bo trzeba byc kompletnym młotkiem by zapuszczać sie w Rosję bez odpowiedniego zaplecza, kiedy logistyka i zaopatrzenie jest podstawą każdej udanej wyprawy, a tym samym w głupi sposób niweczac cały dorobek w jednej chwili.

destr0jer

czyli coś podobnego jak paszkwil NA GRANICY A.Holland ?

mariog31274

Na granicy nie jest żadnym paszkwilem, Holland nie raz o tym mówiła że ten film jest najbardziej udokumentowanym obrazem jakie nakręciła. Mało tego nie ma ani jednego pozwu do sądu. Nie pisz głupot.

ocenił(a) film na 3
destr0jer

A pominięcie bitew nad Berezyną i pod Lipskiem uważam za zbrodnię historyczną. To jest film o stosunkach łączących Napoleona i Józefinę, a nie film o "Bogu wojny".

ocenił(a) film na 3
destr0jer

Anglosasi leczą swoje kompleksy tym filmem. Choć to to jeszcze ujdzie na tle np. paszkwila wymierzonego w udział ZSRR w IIWŚ jak "Wróg u Bram".

ocenił(a) film na 5
destr0jer

Uwielbiam postać Napoleona, liczyłem na świetne kino i specjalnie nie czytałem opinii by się nie zrazić. Zmarnowałem 2 godziny życia. To coś, począwszy od scenariusza, przez grę aktorską po samą historię jest nieśmiesznym żartem. Największe zażenowanie poczułem jak zobaczyłem Napoleona, który skomle jak piec by przelecieć Józefinę. Kto pozwolił na taki obraz cesarza?

ocenił(a) film na 6
destr0jer

Za takie komentarze lubię forum Filmwebu. Szkoda, że to jednak rzadkość. Szacunek za wiedzę oraz chęć podzielenia się tą wiedzą. Dziękuję.

destr0jer

Co do używania broni (łuków) tak tylko wspomnę, że obecnie podczas wojny Ukraina-Rosja na polu walki są moździerze z XIX wieku i hełmy z czasów IIWŚ. Jak sprzęt działa albo go brakuje, bierze się stary.

destr0jer

Czy warto zobaczyć ten film? Dużo bitew jest w nim? Dobra gra aktorska?

destr0jer

Wniosek jest taki, że nie jest to film historyczny ani nawet biograficzny tylko typowa, luźna hollywoodzka interpretacja dla masowego amerykańskiego widza, niespecjalnie mającego pojęcie kim w ogóle Napoleon był. A przedstawienie ma być bardziej wciągające wizualnie niż intelektualnie.

destr0jer

100% racji!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones